Wpisz szukany wyraz lub frazę w celu odnalezienia artykułu na naszej stronie.


Upływa szybko życie, jak potok płynie czas..... cz.1
(Biuletyn Informacyjny Miasta i Gminy Sulechów, marzec 2007, nr 51, s. 8)

Jestem absolwentka Liceum Pedagogicznego w Sulechowie z 1949 r. To druga matura w tej Szkole. Przebywam obecnie u córki w Arizonie (USA) i tu otrzymałam wysłany z Polski przez Jana Piorunowskiego mojego serdecznego kolegę z Liceum Biuletyn Informacyjny Miasta i Gminy Sulechów nr 48 z grudnia r. 2006. W tym właśnie numerze czasopisma z przyjemnością przeczytałam artykuł Marka Maćkowiaka „Pierwszy dyrektor Liceum Pedagogicznego w Sulechowie". Mowa w nim o Antonim Maćkowiaku, który uczył mnie „Historii wychowania". A oto, jak trafiłam do tej szkoły.

We wrześniu r.1945 przyjechaliśmy w towarowym wagonie z Podbrodzia na Wileńszczyźnie do Kargowej. Podróż była długa (14 dni) i męcząca. Było nas razem sześć osób, w tym mama Stefania Szczemirska z czwórka dzieci (Alina – 10 lat),Krystyna (8), Andrzej.(5)) i ja Alicja (l4) oraz moja cioteczna siostra Halina Poljanówna (16). Udało jej się zdobyć papiery repatriacyjne, zaś jej rodziców i resztę rodzeństwa (razem 8. osób) po kilku latach wywieziono na Syberię, skąd wrócili do Polski dopiero w l957 r. Wagon odczepiono od składu i po rozmowie z kolejarzami mama udała się pociągiem do Wolsztyna, my zaś zostaliśmy na miejscu. Po kilku godzinach mama wróciła z dobrą wiadomością, że powiatowe władze oświatowe zaproponowały jej prace w szkołe powszechnej w pobliskiej Karszynie. Propozycje mama oczywiście natychmiast przyjęła. Po dwóch dniach pobytu na stacji zjawił się sołtys Karszyny, pomógł nam wyładować skromny dobytek i ruszyliśmy furmanką do tej wsi. Budynek szkolny składał się z dwóch części.. W jednej było mieszkanie dla nas, zaś w drugiej jedna klasa lekcyjna. Przyznane nam mieszkanie było kompletnie wyszabrowane. Mieszkańcy wsi przywieźli nam sprzęty domowe i po kilku dniach szkoła rozpoczęła działalność. Mnie i Haline mama wysłała do Wolsztyna celem zapisania się do gimnazjum ogólnokształcącego. Zamieszkałyśmy u naszej rodziny również repatriowanej z Wileńszczyzny. W dyrekcji gimnazjum kazano nam przetłumaczyć z języka litewskiego ostatnie nasze świadectwa i po stwierdzeniu, że ukończyłyśmy drugą klasę progimnazjum w Podbrodziu zapisano nas do klasy trzeciej. Pierwsze lekcje wprawiły nas w panikę. Nie rozumiałyśmy tekstów niemieckich (klasa czytała „Robinsona) , zaś matematyka wprawiała nas w osłupienie. Muszę w tym miejscu wyjaśnić, że litewskie progimnazjum nie było odpowiednikiem polskiego gimnazjum, lecz obejmowało tylko nieco szerszy program nauczania aniżeli przedwojenna polska szkoła powszechna, a obowiązkowa nauka trwała mniejszą liczbę lat. Nie pomogły dodatkowe lekcje i ślęczenie po nocach nad zeszytami (książek do nauki jeszcze nie było). Chciałyśmy zrezygnować ze szkoły. Tylko co z sobą począć? Gdzie się uczyć?

Pewnego listopadowego dnia wracając przygnębione ze szkoły przeczytałyśmy naklejone na murze obwieszczenie, ze powstaje w Wolsztynie Liceum Pedagogiczne i chętni mogą się już zgłaszać, a uczniowie pochodzący z rodzin nauczycielskich otrzymają stypendia. Moi rodzice i Haliny mama byli nauczycielami, wiec namyślałyśmy się tylko przez chwile i już następnego dnia byłyśmy uczennicami nowej szkoły. Przyjmowali nas bardzo życzliwie Antoni i Janina Maćkowiakowie. Początkowo było nas zaledwie dziesięcioro uczniów. Zamieszkałyśmy w skromnym budynku internatu nad jeziorem. Wychowawcą naszej klasy został profesor Michał Urbanowicz - matematyk pochodzący z Wilna. Był to cudowny człowiek! Zastępował nam rodziców, otaczał troską, pomagał w uzupełnieniu braków w wiadomościach, robił wszystko byśmy mogły czuć się jak w prawdziwym wileńskim domu, który pozostał tak daleko stąd. Z wolsztyńskiego „zalążka" Liceum pamiętam nazwiska niektórych kolegów i koleżanek: Janina Łagoszówna (obecnie Polukort), Irena Lewkowiczówna, Aleksandra Borowska (Stachak, prof. Akademii Rolniczej w Szczecinie), Henryk Zandek (obecnie mieszka w Białymstoku), Kazimierz Mendykowski, Józef Bogucki, Stanislaw Wilencewicz, Józef Chańczewski i oczywiście Halina Poljanowna (Łysiak).

W grudniu r.1945 Liceum przeniesiono do Sulechowa. Mieściło się teraz w okazałym i przestronnym budynku w parku na przeciwko internatu po przeciwnej stronie ulicy. Po feriach zimowych rozpoczęłyśmy więc naukę w nowym miejscu. Przybyli nowi uczniowie i nowi nauczyciele. Młodzież rozmieszczono w internacie na pierwszym i drugim piętrze, zaś część profesury zamieszkała na parterze prawego skrzydła (front i lewe skrzydło budynku było wewnątrz zdewastowane). Zapał, energia i pracowitość dyrektora Antoniego Maćkowiaka udzielał się i nam. Porządkowaliśmy pokoje, olbrzymie sypialnie bez łóżek (po jakimś czasie wojsko ofiarowało nam drewniane łoża, niestety zapluskwione, a także sienniki wypchane słomą) segregowaliśmy niemieckie książki, których stosy leżały w parku wyrzucone przez kwaterujących tu Rosjan. Pani Janina Maćkowiakowa zajmowała się naszym życiem duchowym. Zapraszała do swojego mieszkania na herbatkę, wypytywała o losy, uczyła kochać i rozumieć piękny zawód nauczyciela. Poznałam wówczas ich dzieci: Basię, Jacka i Krzysia. Obserwacja ich rozwoju i zachowan posłużyły rodzicom jako materiał do napisania elementarza książkowego. Uczniowie i profesorowie tworzyli jakby jedną rodzinę. Stosunki pomiędzy nami były bliskie, rzec można, familiarne. Nie oznaczało to jednak tolerancji wobec łamania regulaminu, przypadków lekceważenia nauki (bardzo na szczęście rzadkich), niesubordynacji. Wychowawczynią klasy, do której uczęszczałam została profesor Kazimiera Ludwiczakówna, wzór do naśladowania jako wykładowca psychologii i metodyki. Organizowała różnego rodzaju programy artystyczne, które cieszyły się wielkim uznaniem widzów w czasie szkolnych uroczystości i przedstawień. Z „Domem otwartym" Bałuckiego jeździliśmy do okolicznych wsi zawsze przyjmowani bardzo ciepło przez publiczność. (w późniejszej pracy nauczycielskiej w Klenicy wykorzystałam to doświadczenie). Wychowawczyni zabierała mnie czasami ze sobą do miejscowej jednostki wojskowej, gdzie uczestniczyłam w nauczaniu żołnierzy pragnących zdobyć tzw. mała maturę. c.d.n.


mgr Alicja Michałowska


Powrót szkolnictwo | Powrót - Prasa